Z moich komentarzy:
Prawdziwa miłość - ta po kres - to rzeczywiście praca Syzyfa, to wyjątkowa wspinaczka pod górę, po tej samej górze - często bez lin, bez raków, w słońcu, w śnieżycy, z balastem doświadczeń (tych złych i tych dobrych), z walizką upchaną ciuchami codzienności, której do końca nie można zamknąć...
Dlaczego tak wielu Homo Erectus ugina się pod ciężarem miłości i zrzuca z siebie ten kamień i wraca pod podnóże innej góry, by podnieść następny głaz (trochę lżejszy, bardziej wygładzony, mniej dokuczliwy...?)?
Dlaczego po pewnym czasie znowuż znudzony tą wędrówką uwalnia się od niego, ciska nim na drogę, tłumacząc sobie i innym, że kamień ten nie należy już do niego?
Już jako 10 letnie dziecko z zapartym tchem czytałem mit Syzyfa, mogę powiedzieć, że jestem jego fanem właśnie od "małolata". Wracałem w moim dzieciństwie do niego wielokrotnie: nie mogłem uwierzyć, że zawsze przegrywa... tuż przed szczytem; nie mogłem pojąć: no jak to? jakże to możliwe, by po tylu próbach - przecież ćwiczenie czyni mistrza! - król, i do tego spryciarz o takim intelekcie, nie był w stanie dotrzeć na szczyt i tam pozostać?
Pamiętam i to, że w moich dziecięcych snach Syzyfowi się zawsze udawało!
Syzyf właśnie się uśmiechał do mnie.
"Gdybyś kiedy we śnie poczuła, że oczy moje już nie patrzą na ciebie z miłością, wiedz, żem żyć przestał."
(S.Żeromski)
Czy to się dziś jeszcze komuś przydarza...?
(post Anny Mazurkiewicz)
Prawdziwa miłość - ta po kres - to rzeczywiście praca Syzyfa, to wyjątkowa wspinaczka pod górę, po tej samej górze - często bez lin, bez raków, w słońcu, w śnieżycy, z balastem doświadczeń (tych złych i tych dobrych), z walizką upchaną ciuchami codzienności, której do końca nie można zamknąć...
Dlaczego tak wielu Homo Erectus ugina się pod ciężarem miłości i zrzuca z siebie ten kamień i wraca pod podnóże innej góry, by podnieść następny głaz (trochę lżejszy, bardziej wygładzony, mniej dokuczliwy...?)?
Dlaczego po pewnym czasie znowuż znudzony tą wędrówką uwalnia się od niego, ciska nim na drogę, tłumacząc sobie i innym, że kamień ten nie należy już do niego?
Już jako 10 letnie dziecko z zapartym tchem czytałem mit Syzyfa, mogę powiedzieć, że jestem jego fanem właśnie od "małolata". Wracałem w moim dzieciństwie do niego wielokrotnie: nie mogłem uwierzyć, że zawsze przegrywa... tuż przed szczytem; nie mogłem pojąć: no jak to? jakże to możliwe, by po tylu próbach - przecież ćwiczenie czyni mistrza! - król, i do tego spryciarz o takim intelekcie, nie był w stanie dotrzeć na szczyt i tam pozostać?
Pamiętam i to, że w moich dziecięcych snach Syzyfowi się zawsze udawało!
Syzyf właśnie się uśmiechał do mnie.
Może to naiwne, może zbyt romantyczne, ale... Zacytuję tylko to, co napisałam na fb:
OdpowiedzUsuń"Tak Leszku, miłość to syzyfowa praca...Śmiem twierdzić, że w obecnych czasach więcej jest kolekcjonerów kamieni, niż romantyków wierzących w uczucie po kres, do ostatniego oddechu.
Dziś zobaczyłam piękny obrazek: ławeczka na skwerku, ona i on. Oboje po 80-tce, białe głowy, pomarszczone dłonie... On w jednej ręce trzymał laskę, a drugim ramieniem obejmował jej drobne ramiona. Ona czytała mu książkę. Siedzieli zatopieni w swoim świecie. W sobie. Nic poza nimi dla nich nie istniało...
Zachwycili mnie. Tą zwyczajnością. Tą...miłością właśnie :)
Wiem, że można. I wierzę, że każdy, jeśli chce, potrafi!"
I tego będę się trzymała. Do ostatniego tchu... :)
Aniu,
Usuń"Może to naiwne [dla wielu], może zbyt romantyczne[dla niektórych!], ale [prawdziwe]..."
"I tego będę się trzymała. Do ostatniego tchu... :)"
Właśnie, właśnie tak!
Trzymaj się :-)
Leszek
Prawdziwa miłość istnieje, to nie jest zbyt romantyczne i naiwne Aniko.
OdpowiedzUsuńJestem pewna, że każdy może kochać.
Jednak trzeba pamiętać, że miłość nie polega tylko na braniu, ale również, jak nie przede wszystkim na dzieleniu się z drugą osobą swoim sercem, stawiając ją ponad siebie.
Osób, które darzą się uczuciem prawdziwym, które jest z nimi w radosnych, ale także bardzo trudnych momentach jest mniej, niż by się chciało, ale one nadal są.
Dbają oni codziennie o siebie i o to, by gdy już będą starszymi ludźmi usiąść na ławce, chwycić się za ręce, popatrzeć w swoje oczy które, mimo upływu lat zabłyszczą jeszcze piękniej, niż podczas pierwszego spotkania wiedząc, że nikt, ani nic ich miłości nie jest w stanie zburzyć:)
Pozdrawiam z nadzieją i pewnością:)
Kasia
Kasiu,
Usuńdziękuję za Twoją wypowiedź.
Kwestia dotyczyła miłości po kres.
"Gdybyś kiedy we śnie poczuła, że oczy moje już nie patrzą na ciebie z miłością, wiedz, żem żyć przestał."
(S.Żeromski)
Czy to się dziś jeszcze komuś przydarza...?
(post Anny Mazurkiewicz)
O tak, ludzie kochają...ale ...krótko.
Kochają prawdziwie (tak to odczuwają!)...ale ...krótko.
"Jestem pewna, że każdy może kochać."
Kasiu, polskie "może" jest dwuznaczne.
Nie ma tu żadnej pewności!
Przykro, ale nie każdy jest w stanie kochać! Nawet przez chwilę!(To nie tylko moja opinia.)
Miłość po kres w dzisiejszych czasach to wyjątek!
Miłość po kres dla miliardów to "nuda", to rzecz niemożliwa. Liczby nie kłamią.
Ale ona istnieje!
Myślę, że Ania swoim komentarzem właśnie to nam powiedziała. :-)
Pozdrawiam
Leszek
Kasiu jeszcze jedno:
UsuńTo, że małżeństwo lub para żyje ze sobą aż do śmierci,
NIE JEST ŻADNYM NIEZBITYM DOWODEM NA MIŁOŚĆ PO KRES!!!
NIE JEST RÓWNIEŻ TAKIM DOWODEM NA JAKĄKOLWIEK MIŁOŚĆ!!!
och jakież to smutne co napisałeś! w takim razie nie ma w ogóle żadnych dowodów na istnienie jakiejkolwiek miłości ,a już absolutnie nieudawadnialne jest istnienie miłości po grób.Wydam ostatnie tchnienie przy moim wspaniałym Mężu tylko dlatego,że będąc starą i niedołężną nie zdążę wyjść z pokoju i kipnąć w łazience...proza życia,kpina z uczuć ,trywializacja,degeneracja,deprecjonowanie,ogłupianie się.A może zamiast tego po prostu kochać,a nie -rozmawiać o kochaniu! prościej,zdrowiej.To trochę tak jak z seksem:to sie robi a nie omawia!A Żeromski jest stale aktualny.Ponieważ, jeśli istnieje choćby jeden mężczyzna który tak robi i mówi do swojej kobiety to oznacza,że TAKA MIŁOŚĆ ŻYJE.Ja takiego faceta znam. pozdrawiam Wszystkich Kochających.
OdpowiedzUsuńTak, smutna dla tych, co nie kochają i nie potrafią.
OdpowiedzUsuńOh, są dowody na miłość i jest ich sporo.
Ja użyłem stosowanych w logice tzw. warunków wystarczających i koniecznych - o tym był mój ostatni komentarz!!!
"A może zamiast tego po prostu kochać,a nie -rozmawiać o kochaniu! prościej,zdrowiej."
Cała poezja od klasyki po dzień dzisiejszy jest "rozmową" albo o miłości albo o śmierci.
Ależ należy rozmawiać, ale i kochać,i nie "zamiast" - to nie jest alternatywa.
"Ponieważ, jeśli istnieje choćby jeden mężczyzna który tak robi i mówi do swojej kobiety to oznacza,że TAKA MIŁOŚĆ ŻYJE."
A więc jednak mówi!
Właśnie cały mój post i komentarze, które zamieściłem, dowodzą, że istnieje taka miłość: zaczął się on wszak od Żeromskiego. (Jest na samej górze.)
Pozdrawiam i kochających, i nawet tych, którym uczucie miłości jest obce.
o i zrobiło się nieco weselej! Świadomość uczucia stale żywego jest dla mnie najważniejsza.Jest mi obca metodologia logiki w dyskusji o duszy i przynależnych jej rewirach.Ale cieszę się,że w również Ty w oparciu o swój logiczny sposób, udowodniłeś istnienie miłości przez WielkieM.Za tych ,dla których uczucie miłości jest obce-ja się modlę.Ich nie pozdrawiam,resztę świata TAK.
OdpowiedzUsuńKiedy mowa o miłości - nic dziwnego, że robi się weselej.
OdpowiedzUsuńTych, którzy nie potrafią kochać pozdrowiłem, kierując się jedynie radą św. Mateusza:
A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za ... I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie?