11.07.2010

Rozważania Robinsona...

Litera, słowo, tekst. Nigdy nie są samotne. Przecież nawet bezludna wyspa ma swego, potencjalnego Robinsona. Pisane na gorącym piasku znaki, które za moment zmyje fala, znają już - od samego początku - i autora, i czytelnika.

Pisząc - czyta. Ale Robinsonowi to za mało. Pragnie czegoś więcej. Pierwszą rzeczą jakiej oczekuje, On-autor, On-czytelnik, obcując ze słowem, jest drugi brzeg, na którym czeka Inna. Być może Obca. Ale na pewno — Inna para oczu.

Mr. Robinson marzący o Mrs. Robinson. Dziwny to związek.
Jedynym jego-Autora narzędziem (w pełni sprawnym?) pozostał już tylko Język. Robinson musi więc wejść w rolę służącego. I musi odejść. Pożąda, ale i porzuca. I tekst, i Czytelnika. Staje się Słowem.

Tylko Słowo pozostanie. Na fali...

W owym dążeniu do osiągnięcia brzegu, ma Ono wpisane w siebie również pożądanie. I porzucenie. To samo dzieje się z haiku, które w sposób oczywisty obcuje z jakimś czytelnikiem, choć nie zawsze z tym samym. Haiku pożąda wielu. Jest zatem prawomocnym poligamistą.
Pragnie być odkryte, odsłonięte, wchłonięte... wielokrotnie. Choć swej natury nie wyjawi do końca. Nigdy. Czeka cierpliwie na permanentne zdobywanie.

Już M. Heidegger-Czytelnik pragnął wdzierać się w słowo, w tekst, w literaturę— przemocą. Ale tak jak każda relacja, tak i związek z haiku, czy innym tekstem, musi być etyczny. Nie możemy bowiem przekroczyć pewnej bariery. Bariery Znaku. Ów szacunek do tekstu jest naszym jedynym horyzontem. Nawet wtedy, gdy na bezludnej wyspie, bez żadnych świadków, czytamy "Pornografię" — tekst wymaga od Czytelnika szacunku.

No cóż, trzymając w ręku butelkę-tekst nie wiemy, kim się staniemy po lekturze. Homo erectus w nas jednak pozostanie. Na szczęście.
A więc do dzieła. Czytania haiku. 


na plaży: proszę Lecha...
opalona kobieta powoli
zrywa etykietę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz