analizuję jego miniaturki i co rusz
wynurza się spod znaków kanji – bez żadnej wątpliwości widoczny – pewien specyficzny pierwiastek poetyckości, w zapisie hiraganą
zaś – wyjątkowy ładunek instrumentacji głoskowej oraz
onomatopei, jak i homonimii. Znad nazw geograficznych czy
historycznych unosi się natomiast duch czasów już minionych nawet
dla Bashō. W japońskiej grafemice zatem poruszam się jak w sferze
niezwykłej wieloznaczności.
(Nie wchodzę teraz oczywiście na
teren, który znajduję się pod panowaniem kigo.)
Charakteryzując powyżej pióro Bashō, wskazałem na "pewien specyficzny pierwiastek poetyckości", który to – umykając bez żadnych barier z angielskich i polskich przekładów – tracimy bezpowrotnie.
Sądzę, że do tego sprowadza się otchłań, jaka dzieli haiku japońskie od tych tworzonych w innych kręgach językowych.
A może pokutuje w piszących haiku i w tych zajmujących się translatorską działalnością poza granicami Japonii przywiązanie do zbyt rygorystycznego REALIZMU? Skąd się ono pojawiło? – zapytam.
A może to jedynie wyraźny wpływ Masaoki Shikiego i jego teorii tworzenia "obrazków z natury" na czytelników, twórców i tłumaczy haiku?
A może wreszcie właśnie to spojrzenie – przez pryzmat i optykę tego niezwykłego miłośnika europejskiego realizmu, którym był Shiki – jest główną przyczyną, że czytając przekłady haiku Bashō tkwię w permanentnym stanie niedosytu?
I cóż z tym zrobić?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz